wchodził do urzędu stanu cywilnego i stawał przed tablicą ogłoszeń. Przeglądał zapowiedzi ślubne, a potem szedł do kościoła i uczestniczył w uroczystości. Zawsze uprzejmy, kłaniał się i otwierał zdrową ręką nowożeńcom drzwi samochodu. W podziękowaniu otrzymywał drobne lub zapraszanie na poczęstunek.
Kiedy wracał do domu, stawał po środku szyn i zatrzymywał tramwaj. Gdy miał zapłacić za bilet, mówił konduktorowi, że jutro. Kto go znał - darował, a kto nie - wyrzucał.
Cylinder i białe rękawiczki przyciągały uwagę. Wygrażał laską starszym chłopcom, gdy go zaczepiali na ulicy. Młodszym rozrzucał monety na chodnik, za które kupowali cukierki.
I nie lubił nazistów. Opowiadano, że nieźle sobie poradził z nimi podczas pewnej bójki na Oruni.
Nie wiadomo, kiedy zniknął. Podobno ostatni raz widziano go na Suchaninie w 1942 roku na weselu. A potem rozpłynął się...
©Ernest Jezionek. All rights reserved.