Kartonowe prostopadłościany, z nadrukiem lub bez. Chowane przed dziennym światłem i wścibskim wzrokiem współmieszkańców w szafach, komórkach lub piwnicach.
Słowa listów skrywanych w pożółkłych kopertach, zdania na rewersach pocztówek, w urzędowym formacie telegramów i wśród złotych ozdób na zaproszeniach ślubnych.
Są też zdjęcia; te małe w formacie paszportowym z dedykacją na drugiej stronie, i te większe, z wycieczek i wakacji. Czarno-białe lub kolorowe, wyginające się do wewnątrz i kurczące pod wpływem mijających chwil. Wznoszą rogi ku górze, sprzeciwiając się w milczeniu nieubłaganej grawitacji, która ciągnie nas w dół ku ziemi.
Na samym dnie leżą jakieś małe przedmioty: kawałki muszli, kamyczki bursztynu, wysuszony kwiat konwalii, krzyżyk, medalik, może broszka? To drobne pamiątki - przypominajki - okruchy czasu oderwane od głównego nurtu życia.
Co się z nimi stanie, gdy my umrzemy?
Jak zawczasu uchronić ich zawartość przed profanacją rozkładu na wysypisku śmieci? Jak ocalić przed rozdzieleniem w rozwłókniaczu na włókna celulozowe - zbierane przez lata - papierowe dowody na istnienie?
Gdy przyjdzie czas, zakopmy pod kasztanem w parku, w bukowym zagajniku w lesie, na plaży przy wydmach lub spalmy w ognisku razem z jesiennymi liśćmi w ogrodzie, a popiół przysypmy ziemią.
Kartony pełne wspomnień, pudełka po butach pełne skrawków życia...
"Kap, kap.
Na pokrywie kartonu błyszczały dwie plamy. Dotknąłem palcem. Wciąż były mokre i lepkie. Dałbym sobie głowę uciąć, że nie było ich wcześniej. Odrzuciłem wieko i wyjąłem ze środka fragmenty gazet. Miętoliłem, darłem i wrzucałem do zlewu. Na pustym dnie ukazał się przedmiot. Przez zamglone oczy dostrzegłem szafirowe oko, otoczone podłużnym rzędem pereł, błyszczące w świetle żyrandola. Leżała przede mną broszka Terfren ‒ jedyna rzecz, która pozostała po niej w hotelowym pokoju po tym, jak uciekła."
.
©Ernest Jezionek. All rights reserved.